Friday, 9 March 2018

Haplogrupa Polaków R1a1 – Sanskryt - Hunzowie - Kalasze czyli Ario-Słowianie z Himalajów.


Nazwy krajów i narodowości mogą się zmieniać, ale genetyka nigdy nie kłamie. Poniższy art. to jeden z dowodów na to, że Ario-Słowianie wyruszyli na podbój Indii własnie z dzisiejszej Polski, Ukrainy.

Lud długowiecznych Hunzów, czyli Guniów Hakowników w Karakorum

W drodze do Indii około 2500 lat p.n.e utknęli w Himalajach na wysokości 5000 m n.p.m odcięci od świata - Hunzowie dożywają w doskonałym stanie zdrowia fizycznego i umysłowego ponad stu lat.
Pracują aktywnie do końca swych dni, nie ma tam pojęcia emerytury a mężczyźni dziewięćdziesięcioletni zostają ojcami.

Tak, Hunza to w dużej części R1a1 przybyłe z Europy. Co ciekawe, wśród nich ciągle spotyka się ludzi o jasnej, europejskiej pigmentacji i europejskich rysach twarzy. Kiedyś nawet myślano, że Hunza to potomkowie Macedończyków, którzy przybyli do Afganistanu z Aleksandrem Wielkim. Ale badania genetyczne to wykluczyły. Pod względem genetycznym większe jest ich podobieństwo do wschodnich Europejczyków.
Choroby zdarzają się tam niesłychanie rzadko. Rak, choroby serca, zawały, wrzody żołądka czy choroby dziecięce: odra, świnka, ospa wietrzna są tam właściwie nieznane. Dolina, w której żyją, jest całkowicie odcięta od świata. Nie ma tam przemysłu, samochodów, sklepów, a pieniędzy się prawie nie używa. Większość ludzi zajmuje się rolnictwem. Ziemia daje obfite plony, chociaż nie stosuje się nawozów sztucznych ani oprysków roślin. Powietrze jest kryształowo czyste a gleba daje wodę zasobną w związki mineralne. Hunzowie są przekonani, że człowiek jest lustrzanym odbiciem swoich myśli.
Wypracowali też sobie techniki relaksacyjne, które pozwalają odprężyć się i odpocząć, nawet w ciągu kilku minut. Dzięki temu mogą cieszyć się żywotnością i wykonywać ciężką nawet pracę bez oznak zmęczenia.
Ludzie nie potrafiący odprężać się tracą ogromne ilości energii. Gdy ciało i umysł są w stanie ciągłego napięcia niszczą się bardzo szybko.
Karimabad – stolica Kraju Hunza. Leży on w pakistańskiej obecnie prowincji nazywanej Baltistan – czyli Bałtystan – Kraj Bałtów. Czy to wam czegoś nie przypomina z nazwy? Całość jest częścią Kaszmiru – Ziemi skołocko-słowiańskiego plemienia Windów (Wedów), -Koszetyrsów, zwanych w Indiach Kasztriami – twórców kast (najdawniejszej kasty kasztrijów – wojowników) i grupy w 80% tworzących dzisiaj kastę braminów.

Kalasze, żyją oni w obrębie masywu Hindukuszu. Nie jest to grupa liczna, bo ma najwyżej 6000 członków, ale to, co zaskakuje w ich wyglądzie zewnętrznym to biała skóra, niebieskie oczy i blond włosy. Wypisz wymaluj Aryjczycy, czyli według Sanskrytu ludzie szlachetni.
Etnografowie podejrzewali, że Kalasze przybyli w region dzisiejszego Pakistanu i Afganistanu z terenu dzisiejszej Grecji, ale przeprowadzone badania DNA wykluczyły tę hipotezę. To, co odróżnia tę kulturę od innych to wysoki stopień zdolności organizacji i wydajne rolnictwo. Posiadają oni poza tym wiele cech wyróżniających ich w tej części świata. Przede wszystkim mają własny język Kalaszmun i własną religię, która jest do dzisiaj politeistyczna.Ostatnie lata przyniosły przełom w badaniu historii Słowian. Teoria o autochtonizmie Słowian w Europie Środkowej nabrała wiatru w żagle, głównie za sprawą najnowszych badań różnych dziedzin nauki. Szczególną rolę w tych badaniach odgrywa genetyka.
Obrzędy Kalaszów są bardzo podobne do starożytnych słowiańskich i bałtyckich. Czczą święty ogień w trzech osobach: Słońce, błyskawice i ogień. W swoje święta na specjalnym ołtarzu z litego pnia dużego drzewa, składa się ofiary z kóz. Płeć piękna w trakcie uroczystości jest ubrana w kolorowe stroje przypominające tradycyjne stroje kobiet słowiańskich i bałtyckich.
Ludzie ci mimo, że żyją w Himalajach są nie do odróżnienia od Europejczyków. Wszystko wskazuje na to, że Słowianie i Kalasze mają wspólnych przodków. Są to być może jedyni na świecie i zachowani w idealnej czystości typowi przedstawiciele białej rasy i to nie tylko ze względu na wygląd. Jest to także relikt kultury pogańskiej naszych przodków, który wymaga zbadania zanim Kalaszów nie wchłonie Islam.

Oto zdjęcia przedstawiające lud HUNZA oraz lud KALASZY i ich ogromne podobieństwo do Słowian z Europy środkowo wschodniej.









Więcej zdjęć: Lud z doliny Hunza
                      Lud Kalasze




Występowanie R1a1

Na początku należy spojrzeć na jakim obecnie obszarze występuje haplogrupa R1a1. Zwrócić należy uwagę, że zdecydowanie dominuje ona w większości państw słowiańskich:
- Polska 57,5%, Białoruś 51%, Rosja 46%, Ukraina 44%, Słowacja 41,5%, Słowenia 38%, Czechy 34%.
 
Warty podkreślenia jest fakt, że niezgermanizowana, słowiańska ludność Serbołużyczan z terenu Niemiec pochwalić się może aż 65% odsetkiem tej haplogrupy, co wyraźnie odróżnia ją od Niemców, zarówno pod względem genetycznym, jak i językowym. Świadczy to o fizycznym napływie Niemców o innej haplogrupie na terytorium Słowian połabskich, co silnie udokumentowane jest źródłami pisanymi. Haplogrupa R1a1 dość wyraźnie zachowała się na terenach uprzednio słowiańskojęzycznych, a obecnie zdominowanych przez inne języki. Wyłania się tu wniosek, że mimo asymilacji językowej, geny ludności pierwotnie słowiańskiej pozostały na terytorium swych przodków. Dlatego haplogrupa R1a1 dominuje na Węgrzech, gdzie jest najliczniejsza (29,5%) i gdzie, jak wiadomo z przekazów historycznych, ludność słowiańska dominowała do momentu przybycia plemion madziarskich.
Również na terenie wschodnich Niemiec, zamieszkałych jeszcze w średniowieczu przez Słowian połabskich, hg R1a1 jest dość wyraźnie reprezentowana, zajmując drugie miejsce pod względem liczebności (24%). Ta sama sytuacja dotyczy Austrii i Rumunii, historycznie dość silnie zamieszkałych przez Słowian. W przypadku obu państw - R1a1 jest drugą najliczniejszą haplogrupą i wynosi odpowiednio: 19% i 17,5%. [13] Słowiańskojęzyczne państwa bałkańskie (poza Słowenią) musiały być w większości zeslawizowane, co potwierdzają źródła pisane, gdyż hg R1a1, choć wyraźnie obecna, nie jest tam dominująca. Średnio waha się ona w przedziale kilkunastu procent – poza Chorwacją, gdzie jej odsetek wynosi 24%. 

Wszędzie w Europie, gdzie dominują języki słowiańskie, na większości terytoriów dominuje haploigrupa R1a1. A w tych państwach słowiańskich, gdzie ona nie dominuje, jest wyraźnie obecna. Dla zobrazowania występowania tej haplogrupy pomocna jest mapa. 






Na mapie zwraca uwagę silne występowanie tej haplogrupy poza Europą, a konkretnie w Azji. I tak: mieszkańcy Indii Północnych to w 48–73% jej posiadacze. Równie silnie występuje ona u irańsko-języcznych Iszkaszimów (68%), Tadżyków (30%) i Pasztunów (45–51%), a także u ludów tureckich: Kirgizów (63%) i Ałtajczyków (38–53%).
Skąd „słowiańska haplogrupa” u Azjatów? Odpowiedź jest prosta: przynieśli ją tam Ariowie – biali wojownicy i ich rodziny, którzy w III i II tysiącleciu p.n.e. podbili i zasiedlili Iran, Indie i inne kraje Azji Środkowej. Ekspansja Ariów z północy jest udokumentowana m.in. w starych indyjskich pismach, zwanych wedami, a także w pismach irańskich. 

Podobieństwo genetyczne Ariów do Słowian nie jest przypadkowe i pokrywa się ono z podobieństwem języków aryjskich do słowiańskich. Podobieństwo to przejawia się również w fizjonomii, antropologii i religii. Tak liczne dziedziny podobieństw nie mogą być przypadkowe. Wynikają one bowiem ze wspólnego pochodzenia Ariów i Słowian. Mimo upływu tysięcy lat przetrwało ich wzajemne podobieństwo fizyczne, genetyczne i językowe. Do momentu chrystianizacji Słowian i islamizacji niektórych narodów azjatyckich, przejawiało się ono także w podobnej symbolice religijnej. Wszystkie te podobieństwa przybliżę w wielkim skrócie poniżej.

Ariowie i Słowianie

1.Podobieństwo genetyczne

Powyżej przedstawiłem, że wśród narodów słowiańskich wysoka częstotliwość występowania haplogrupy R1a1 pokrywa się w większości przypadków z używaniem języków słowiańskich. Podobną zależność widać w Azji, gdzie wysoka częstotliwość występowania R1a1 pokrywa się zazwyczaj z używaniem języków aryjskich, z wielkiej rodziny języków indoeuropejskich. Pokazuje to tabela z anglojęzycznej Wikipedii: „Y-DNA haplogroups in South Asian populations”. Łatwo zauważyć, że duży odsetek haplogrupy R1a1 wiąże się w większości przypadków z używaniem języków indoeuropejskich (IE), a dokładniej z językami aryjskimi – silnie spokrewnionymi z j. słowiańskimi. Występowanie hg R1a1 jest bardzo silne w najwyższej kaście w Indiach – wśród braminów, gdzie wynosi w niektórych rejonach aż 72%. Silna wielowiekowa izolacja kolejnych pokoleń z tej kasty przełożyła się na wysoki odsetek występowania haplogrupy charakterystycznej dla Ariów (R1a1) i na używanie języków z grupy indoaryjskiej. Również wśród Pasztunów, aryjskiego ludu z Afganistanu i Pakistanu, jest on wysoki i wynosi od 44,8% (Pakistan) do 51% (Afganistan). Tabela zwraca uwagę także na zależność odwrotną: im mniejsze występowanie R1a1, tym częstsze używanie języków nienależących do rodziny j. indoeuropejskich, takich jak: j. austro-azjatyckie (AA), chińsko-tybetańskie (ST), czy w nieco mniejszym stopniu drawidyjskie (Dr).
„Wygląd Ariów: Najdawniejsze wiadomości o wyglądzie Ariów pochodzą z okresu ich inwazji na Grecję oraz z czasów ich najazdu na północne Indie. W przekazach starogreckich oraz staroindyjskich, opisujących te zdarzenia, Ariowie są przedstawiani jako herosi o jasnych włosach i jasnych oczach. Obok barwy włosów i oczu równie ważnym wskaźnikiem służącym do określenia różnic rasowych jest wskaźnik szerokościowo-długościowy głowy, zwany wskaźnikiem głównym. Odpowiada on liczbie otrzymanej przez podzielenie szerokości głowy poprzez jej długość, mierzoną od czoła do potylicy, i pomnożonej przez 100. W zależności od wielkości tego wskaźnika, dzielimy typy antropologiczne na długogłowe, pośredniogłowe i krótkogłowe. Jednym z najstarszych i przez długie lata stosowanych był podział przyjmujący wskaźnik do 74,9 dla długogłowości, od 75,0 do 79,9 dla pośredniogłowości i od 80,0 wzwyż dla krótkogłowości. [...] Ogólny średni wskaźnik szerokościowo-długościowy zbadanych czaszek 27 różnych ludów i plemion Aryjskich, wyniósł 77,8. Z powyższych informacji wynika, że starożytne ludy Aryjskie były populacją pośredniogłową. Następnymi ważnymi wskazówkami służącymi do określenia rasy są wielkości wskaźnika wysokościowo-szerokościowego górnej części twarzy, czyli tzw. Wskaźnika górnotwarzowego oraz wskaźnika oczodołowego. Wskaźnik górnotwarzowy to stosunek wysokości twarzy „górnej”, mierzonej od nasady nosa do styku warg, a na czaszce - do punktu nad górnymi siekaczami, do szerokości twarzy, mierzonej między końcami łuków jarzmowych. Jak wynika z przeprowadzonych badań starożytni Ariowie byli populacją pośredniogłową, jasnowłosą i jasnooką, o szerokiej lub średnio szerokiej i dość krótkiej twarzy oraz niskich lub średnich oczodołach.
 [...]
Słowianie:
Najstarszy opis wyglądu Słowian pochodzi z „Historii wojen” Prokopiusza z VI w., w której to podaje, że Słowianie są wysokiego wzrostu, silnej budowy i mają włosy koloru ciemnoblond. Słowianie oprócz jasnych włosów odznaczają się w większości także jasnymi oczami - od niebieskich poprzez szaroniebieskie i szare do zielonych. Jeżeli zaś chodzi o wskaźnik szerokościowo-długościowy głowy, to - jak wykazały badania licznych słowiańskich kurhanów i cmentarzysk z okresu wczesnego średniowiecza, znajdujących się na obszarach dawnej Rusi, Polski, Czech i Połabia - wczesnośredniowieczni Słowianie odznaczali się w większości pośredniogłowością ( 58,3% ), w mniejszym zaś stopniu długogłowością (24,1%) i krótkogłowością (17,6%). Średni wskaźnik szerokościowo-długościowy czaszek wczesnośredniowiecznych Słowian był identyczny ze wskaźnikiem starożytnych Ariów i wynosił 77,8. Ponadto dawnych Słowian cechowała, podobnie jak starożytnych Ariów, szeroka lub średnio szeroka i dość krótka twarz oraz niskie lub średnie oczodoły, a także podobna jak u Ariów wartość wskaźnika nosowego. Opisane cechy rasowe Słowian wczesnośredniowiecznych występują również u Słowian współczesnych, zamieszkałych na północ od Karpat, określanych jako Słowianie północni, a do których należą Polacy, Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy. "

4. Podobieństwo językowe

Języki słowiańskie łączy z językami aryjskimi silne podobieństwo. Choć na przestrzeni wieków języki aryjskie uległy ewolucji oraz mieszaniu się z innymi językami, to jednak zachowały się najstarsze zabytki pisemne w pierwotnych językach Ariów. Najbardziej znanymi językami starożytnych Ariów są: sanskryt i język awestyjski. Oba wykazują bardzo mocne podobieństwo do języków słowiańskich. Wyraźne podobieństwo języka awestyjskiego do języków słowiańskich zauważył już w XIX wieku orientalista prof. Ignacy Pietraszewski. [17] Od tamtej pory powstało dużo więcej publikacji na ten temat. Jednakże, aby uzmysłowić Czytelnikom podobieństwo języków aryjskich do języków słowiańskich, poniżej posłużę się dwoma przykładami – podobieństwem starożytnego sanskrytu do języka polskiego oraz języka palijskiego ze Sri Lanki także do języka polskiego.

Porównanie słów polskich ze słowami sanskrytu:
Dwa = Dva, Dwoje = Dvaja, Trzy = Tri, Troje = Traja, Cztery = Czatur, Pięć = Panća (w hindi, urdu i pasztuńskim jest Pańć), Sześć = Szasz, Siedem = Saptam, Dwanaście = Dvadaśa, Wiedza = Veda, Znać = Znati, Budzić = Budżati, Sława = Śravas, Prawda = Para Veda (Pra Wiedza / Stara wiedza), Bywać = Bhavati, Bóg = Bhaga, Święty = Śivata, Niebo = Nabhas , Chmura = Megha (por. Mgła), Raj = Raji (Bogactwo, Radość) , Oko = Aksi (por. Oczy), Nos = Nasika, Łono = Joni, Łakocie = Jakoti, Łoś = Josza (por. Łosza – samica łosia), Żyć = Żivati (por. Żywić), Rodzić = Rodhati, Kopulować = Jebhati (por. wulg. Jebać), Dom = Dam, Doić = Dhajati, Matka = Mati, Brat = Bratr, Mąż = Manusya (por. Mężczyzna), Żona = Żani, Drzewo = Dru, Góra = Giri, Wiać = Vati, Drzwi = Dvara (por. słowackie Dvere, ukr. Dveri, ros. Dver’), Ogień = Agni, Wilk = Vrka, Koza = Aża, Owca = Avi, Niedźwiedź = Madhvad (por. słoweńskie Medved), Mysz = Muś, Myszka = Muśika, Wydra = Udra, Żyto = Sitja.
Porównanie słów polskich ze słowami języka palijskiego:
Nie/Ani = Ani, Bóg = Bhagam, Pobożna kobieta = Bhagini (por. Bogini), Ogień = Aggini, Bardzo mało = Atithoko (por. Tylko), Brat = Bhata, Mówić = Braviti (por. Prawić), Drewno = Daru, Szary = Dausaro, Gadać = Gabati, Głosić = Ghoseti, Gęś = Hamso, Zimno = Himo, Jabłko = Jambu, Kiedy = Kada, Kaszel = Kaso, Kto = Ko, Kukułka = Kokila, Kogut = Kukkuto, Miód = Madhu, Mniemać = Mannati, My = Mayam, Niebo = Nebho, Nos = Nasa, Opadać = Opatito, Ranić = Paharati (por. Poharatać), Pięć = Panca, Pływać = Plavati, Pełno = Punno, Pijący = Payako (por. Pijak), Wrzawa = Rava, Wznosić = Ruhati (por. Ruszać), Sala = Sala, Samo = Samo, Szybko = Sigho, Sucho = Sukkho, Syn = Sunu, Spać = Supati, Tam = Taham, Ciemno = Tamo, Wiać = Vati/Vayati.



Więcej na ten temat z przykładami liczniejszych, pokrewnych słów można przeczytać w artykułach Kamila Dudkowskiego, z których między innymi korzystałem: „Sloveniska Samskrta” oraz „Język polski na Sri Lance”.
O językowym i genetycznym pokrewieństwie Ariów i Słowian piszą także indyjsko-kanadyjscy naukowcy w swojej pracy pt.
„Indo-Aryan and Slavic Linguistic and Genetic Affinities Predate the Origin of Cereal Farming”.


Materiał pochodzi z postu Grzegorza Skwarka https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=387223645002227&id=100011437847119&pnref=story 
Został przeze mnie lekko zredagowany. 


Tuesday, 6 March 2018

Surowa dieta - żywa kuchnia.

Poniżej prezentuję Wam fragment książki pt: "Transerfing rzeczywistości" Tom VI sprawca rzeczywistości.

Surowa Dieta - Żywa Kuchnia - autor: Vadim Zeland Transerfing Rzeczywistości

(Ode mnie: Kolorem niebieskim zaznaczyłam informacje poprzedzające opis surowej diety i jej błogosławieństw dla naszego organizmu. Jeżeli ktoś pragnie od razu przejść do rzeczy proszę to ominąć i zacząć od części pisanej na czarno.)

ROZDZIAŁ IX

Żywa kuchnia

Często otrzymuję pesymistyczne listy, w których ludzie skarżą się, że nie mogą odnaleźć swojego celu, nie wiedzą, czego chcą, nie rozumieją, jak mogą zmienić swoje życie. Wielu znajduje się w położeniu, z którego, wydawałoby się, nie ma wyjścia. I prawie zawsze wszystko sprowadza się do środków materialnych. Gdzie wyprowadzić się z obrzydłego miasta lub miasteczka? Skąd wziąć pieniądze na mieszkanie? Jak rozwiązać gmatwaninę problemów rodzinnych? Gdzie znaleźć przyzwoitą pracę?

W Transerfingu nie można obejść się bez pozytywnego nastawienia, lecz skąd ma się wziąć optymizm, jeżeli wokół panuje nieprzenikniona, mroczna rzeczywistość i nie wiadomo, co można na to poradzić. Szczególnych talentów brak, lata mijają, perspektyw nie widać, życie ugrzęzło w rutynie codzienności jak w bagnie. W takich okolicznościach jakoś trudno uwierzyć w nieograniczone możliwości, które obiecuje Transerfing. Jest przecież wielu ludzi, którzy mają poważne kłopoty ze zdrowiem. W jaki sposób wyrwać się z tego zamkniętego kręgu?

Jeżeli z Tobą rzecz ma się podobnie, to w żaden sposób. Właśnie - w żaden sposób nie wyrwiesz się z tej beznadziejności i Transerfing tu nie pomoże. Rzecz w tym, że brak Ci energii nie tylko na sam Transerfing, lecz nawet na to, by jakoś się do niego zbliżyć. Pod pojęciem energii nie rozumiem tu siły fizycznej, przydatnej jedynie do tego, by wykopać dół, a wolną energię, która pozwala człowiekowi urzeczywistniać swoją wolę.

Jeśli brak wolnej energii - to brak również zamiaru. Innymi słowy - nic się nie chce i na nic nie wystarcza sił, poza podtrzymaniem istnienia i wykonywaniem rutynowych czynności. Energia zamiaru - to sila życiowa, dzięki której u człowieka pojawia się chęć, by cieszyć się życiem, aktywnie działać, tworzyć, zdobywać nowe szczyty i w ostatecznym rozrachunku kształtować swoją rzeczywistość.

Wszystko jest bardzo proste. Przy niskim poziomie energetyki optymizm przechodzi w pesymizm, zwierciadło świata zmienia ten obraz w rzeczywistość i powodów do pesymizmu robi się jeszcze więcej. Wychodzi zamknięty krąg rzeczywistości bez wyjścia, z którego nie tylko nie da się wyrwać, a nawet brakuje sił, by pomyśleć, jak to zrobić. Przy niskim poziomie energii zamiaru nie ma nawet sensu brać się za Transerfing. Człowiek z osłabioną energetyką nie jest zdolny nawet pokierować świadomym snem - to sprawdzony fakt.
Są tylko dwa warianty. Pierwszy - zostawić wszystko tak jak jest, pogodzić się z tym, co nieuchronne i nadal wieść życie pozbawione nadziei na poprawę egzystencji. Tylko w takim razie proszę nie pisać do mnie żałosnych listów, że nic się nie udaje. Twój wybór - to Twój wybór. Oprócz Ciebie nikt Ci nie przeszkadza wybrać innego wariantu - popracować nad swoją energetyką. Wówczas pojawi się optymizm, cel i siły na jego osiągnięcie. Możesz kształtować swoją rzeczywistość, jak tylko zechcesz i jesteś w stanie osiągnąć rzeczy, o jakich nie śmiałeś nawet marzyć. Lecz w tym celu trzeba doprowadzić energię zamiaru do należytego poziomu. W dalszej części rozdziału będzie mowa o tym, jak to zrobić.

To, co teraz przeczytasz, może wywołać aktywny sprzeciw albo zachwyt i przebłysk nowej nadziei. Z wielu powodów informacje te nie uzyskały szerokiego rozgłosu. Praktyka, z którą się zapoznasz, pozwala doprowadzić energetykę do nowego poziomu jakościowego. 'fe same efekty można osiągnąć również innymi sposobami, wśród których jest joga, rozmaite treningi i medytacje. Ale należy sobie uświadomić, że to bardzo długa i trudna droga. Proponuję drogę najkrótszą, łatwą i naturalną. Z powodu ekstremalności tej metody (zresztą pozornej), obecnie stosuje ją w praktyce bardzo ograniczony krąg ludzi. Uprzedzam, że nie podaję tych informacji w celu narzucenia swojego punktu widzenia, lecz dla tych, którzy uznają je za pożyteczne, a czy przyda się to akurat Tobie - decyzja należy do Ciebie.

A zatem po kolei. Najważniejszą, jeżeli nie jedyną przyczyną niedoboru wolnej energii, jest prozaiczne zanieczyszczenie organizmu, co dodatkowo jest źródłem i praprzyczyną wszystkich chorób. Ciało zwykłego człowieka zawiera w sobie cząstki martwych komórek, masę białkową i tłuszczową - zanieczyszczona przez nią jest przestrzeń międzykomórkowa i dosłownie nafaszerowany jest nią układ limfatyczny oraz naczynia krwionośne. Te śmieci przeszkadzają w normalnym funkcjonowaniu organizmu - przeszkadzają w „porozumiewaniu się" komórek, osłabiając sygnały elektryczne, które przekazują sobie nawzajem.

I choć temat ten wykracza poza ramy Transerfingu, nie mam wyjścia i muszę poświęcić mu uwagę. Lecz jest on tego wart, ponieważ takie globalne problemy jak nadwaga, choroby, starzenie, depresja, pesymizm, brak siły życiowej zawdzięczają swoje istnienie potwornej ignorancji. Zadziwiające, jak przy tak wysokim poziomie rozwoju informacji ludzie znajdują się w stanie niewiedzy co do przyczyny swoich problemów. Oczywiste jest, że dla wahadeł niekorzystne jest szerokie rozprzestrzenienie wiedzy, która sprzyja powszechnemu pojawieniu się wolnych osobowości, zdolnych do decydowania o swojej rzeczywistości.

A przyczyna jest elementarna - nieprawidłowe odżywianie. Lecz to stwierdzenie nie wnosi nic nowego. Wszyscy w zasadzie to rozumieją, lecz nie uświadamiają tego sobie. W tej kwestii, jak to często ma miejsce, mamy do czynienia ze znajomością faktów, a nie z wiedzą. Upowszechniony banał ukrywa istotną wiedzę, zostawiając na widoku bezpodstawne domysły. Zazwyczaj wszystko sprowadza się do tego, że coś jest szkodliwe. Na tym z zasady informacje o zdrowym żywieniu się wyczerpują. Funkcjonuje również opinia, że sytuację mogą uratować diety i specjalnie opracowane suplementy.

Lecz czy wszystko naprawdę jest takie skomplikowane? Ktoś zajmuje się badaniami, ktoś opracowuje złożone schematy odżywiania, produkuje wymyślne preparaty - pracuje cały przemysł. Czy domyślasz się, komu jest to wszystko potrzebne? Jest całe mnóstwo błędnych poglądów i żadnego pożytku. Nawet ścisły wegetarianizm do niczego nie doprowadzi, jeżeli nie zna się i nie przestrzega zasady poprawnego odżywiania. A zasady te w rzeczywistości są bardzo proste i opracowane zostały nie przez luminarzy nauki, a przez samą przyrodę, z certyfikatem jakości od samego Boga.

Po pierwsze, człowiek, jak wynika z jego fizjologii, jest istotą roślinożerną. Lecz nawet to nie jest najistotniejsze. Najważniejsze, że trawienie człowieka przebiega w szczególny sposób: dla przyswojenia produktów żywnościowych muszą one dostawać się do organizmu oddzielnie, po kolei, nie mieszając się ze sobą. jeżeli ta zasada ulega naruszeniu, pożywienie nie jest trawione i zaczyna gnić, zaśmiecając i zatruwając cały organizm. I w końcu artykuły, które zostały poddane obróbce cieplnej, są tak naprawdę ekstremalnym obciążeniem dla organizmu, ponieważ prawie wszystkie cenne substancje w nich zawarte zostały zniszczone. W przyrodzie żadna żywa istota nie przygotowuje pożywienia na ogniu. Sztuka kulinarna pojawiła się stosunkowo niedawno, a tymczasem przewód pokarmowy kształtował się na przestrzeni milionów lat.

Dziwne, ale ludzie pilnie przestrzegają zasad zewnętrznej higieny, a o wewnętrznej mało kto myśli. Tymczasem, wewnątrz ciała zwykłego człowieka znajduje się cały magazyn śmieci - nie widać go, lecz pod względem ciężaru stanowi on kilka (kilkadziesiąt) kilogramów. Układ wydalania nie nadąża z uporaniem się z odpadami i organizm zmuszony jest rozmieszczać wszystkie te zanieczyszczenia gdzie tylko się da. W rezultacie ciało zaczyna bardzo szybko ulegać zaśmieceniu i staje się podobne do starej hydrauliki, której nigdy nie czyszczono. Rezerwy organizmu są ogromne, dlatego człowiek czasem jest w stanie przetrwać do siedemdziesiątki, a nawet dłużej. Ale wszystko ma swój koniec. już znajdując się pośrodku drogi życiowej, człowiek zaczyna odczuwać skutki zanieczyszczenia: choroby, nadwaga, apatia i w ogóle - siły już nie te i wszystko jest nie tak, jak było kiedyś, we wczesnej młodości.

Rzecz w tym, że ciało energetyczne człowieka czujnie reaguje na zanieczyszczenie jego „kanalizacji". Czakry zapychają się, kanały energetyczne zwężają się, potok energii przekształca się w słaby strumyk, co prowadzi do utraty siły życiowej. Z kolei osłabienie energetyki pociąga za sobą patologiczne zakłócenia w ciele fizycznym. Otrzymujemy zamknięty, błędny krąg. Jeżeli nie panujesz nad swym ciałem, to jak chcesz sterować rzeczywistością?

A przecież można przywrócić dawną rześkość i nawet uzyskać takie zdrowie, jakiego nigdy nie miałeś! Lecz w tym celu należy zmienić martwą kuchnię w żywą. Co tam masz: kuchenki, garnki, patelnie? Jeżeli zechcesz uwolnić swoje ciało od śmieci, a do wolnego czasu dodać wiele godzin, które wcześniej trwoniłeś przy garach, to wszystkie te urządzenia służące do uśmiercenia żywności znikną z Twojej kuchni.

Możliwe, że komuś wszystko to wyda się szokujące. No cóż, nikt nikogo za uszy nie ciągnie. Ja tylko układam te fakty na właściwych półkach. Czy jedzenie, do którego się przyzwyczaiłeś, warte jest ceny Twojego zdrowia, energii, życia? Jest takie porzekadło, które zazwyczaj wypowiada się z żalem: „Gdyby tylko młodość wiedziała, a starość mogła". Otóż możesz osiągnąć to, że zostanie tylko młodość, która będzie wiedzieć i móc.

Pierwsze, od czego należy zacząć, to oczyszczenie swojej „hydrauliki", zwłaszcza wątroby. Jak to się robi, opisuje mnóstwo książek. Dlaczego człowiek zwykł przestrzegać zewnętrznej higieny, a wewnętrznej - nie? Czy tylko dlatego, że brud jest widoczny na zewnątrz? jednakże wewnętrzna higiena zostanie zachowana przez sam organizm, jeżeli przejdziesz na poprawne żywienie. Należy tego dokonać stopniowo, w kilku etapach: odżywianie we właściwej kolejności, rozdzielne, rezygnacja z szeregu produktów i w końcu - spożywanie surowych produktów. Jeżeli od razu przejdziesz na spożywanie wyłącznie naturalnych produktów, możesz po prostu nie znieść nagłych zmian, dlatego organizm potrzebuje czasu, by się przestawić.

Zasada odżywiania według właściwej kolejności polega na tym, by nie jeść od razu wszystkiego jednocześnie, a najpierw jeden rodzaj produktów, następnie inny i tak dalej. Przede wszystkim zjada się to, co najszybciej się przyswaja. Kiedy pożywienie przechodzi przez przewód pokarmowy poszczególnymi warstwami, to trawienie przebiega o wiele łatwiej i zmniejsza się ilość szkodliwych odpadów. Pić można tylko piętnaście minut przed jedzeniem lub dwie godziny po nim. W przeciwnym razie sok żołądkowy ulega rozcieńczeniu i pokarm nie przyswaja się, tylko zwyczajnie gnije. (Ot, o czym muszę pisać. Nic na to nie poradzę, skoro inaczej nie uda się wyjaśnić zasady zwiększenia energetyki).

Drugi etap, do którego najlepiej przejść jak najszybciej, to żywienie rozdzielne, które przewiduje nie tylko spożywanie produktów we właściwej kolejności, lecz również ograniczenie się do tych, które łączą się ze sobą. Chociaż, prawdę mówiąc, niemal żadne do siebie nie pasują. Czas i warunki trawienia różnych produktów znacznie się różnią, dlatego jeżeli się je zmiesza, z pewnością powstaną „odpadki poprodukcyjne", których organizm nie nadąża wydalać. Osadzają się one w organizmie w postaci tłuszczu i zanieczyszczeń. Jedyne, co łączy się prawie ze wszystkim, to świeża zielenina. Dla tego idealną sytuacją byłoby sprowadzenie ilości spożywanych w jednym posiłku pokarmów do minimum. Szczegółowe zasady rozdzielnego żywienia wyłożono w książkach, które z łatwością znajdziesz.

Cały szereg produktów trzeba stopniowo usunąć z diety. Przede wszystkim są to rośliny zbożowe, kasze, wyroby z białej mąki, chleb wyrabiany na drożdżach, mleko, konserwy. Nic cennego w tych „paszach" nie ma. Na przykład wszystko, co pożyteczne w ziarnach, znajduje się w kiełku i łupinie. Biała mąka najwyższego gatunku otrzymywana jest w drodze oczyszczania ziarna pszenicy z łupin i kiełków. W ten sposób wszystko co cenne usuwa się, a pozostaje tylko martwa masa, składająca się w zasadzie ze skrobi. Ta martwa część ziarna jest przewidziana przez przyrodę jako budulec, swego rodzaju beczka z tłuszczem dla kiełka. Następnie do mąki dodaje się syntetyczne witaminy, czyli chemię. Odżywianie wyrobami z białej mąki najwyższego gatunku to to samo, co kupowanie w sklepie skrobi i jedzenie jej łyżką na obiad. Wątroba coraz bardziej zaśmiecana jest mazutopodobną masą, skrobia odkłada się w organizmie w postaci śluzu, ścianki jelit zapychają się nalotem. Rośliny zbożowe dodatkowo zawierają bardzo źle zrównoważone białko. Może to dziwne, ale lepiej żywić się mięsem niż kaszami i makaronem. Z kolei w mleku zawarta jest kazeina, dzięki której zwierzętom wyrastają rogi i kopyta. Mleko w organizmie człowieka przekształca się w coś podobnego do kleju stolarskiego.

Długo mógłbym jeszcze kontynuować te straszne opisy. Jak więc człowiek może w tych okolicznościach żyć i jeszcze czuć się mniej więcej zdrowy? Chodzi o to, że po prostu nie wie, czym jest prawdziwe zdrowie, bo od urodzenia tego nie doświadczył. Dlatego nie przytaczaj mi szablonowych usprawiedliwień typu „od wieków wszyscy tak się żywią" - oczywiście, jeżeli nie chcesz mieć takich jak owi „wszyscy" kłopotów.

W sumie w diecie powinny pozostać tylko naturalne produkty: świeże, mrożone lub suszone warzywa i owoce, morskie wodorosty, orzechy, nasiona, miód i żadnej obróbki cieplnej - wszystko na surowo. (Tylko nie nazywaj orzechami fistaszków, bo to roślina strączkowa, przy czym niezbyt pożyteczna). Jednak nagłe przejście od zwykłych produktów do surowych warzyw i owoców do niczego dobrego nie doprowadzi. Organizm potrzebuje czasu, by przyzwyczaić się i przestawić. Dlatego przejścia należy dokonać stopniowo, zmniejszając w swojej diecie ilość gotowanego pożywienia roślinnego i zwiększając ilość surowego. Jeżeli człowiek całe życie odżywiał się głównie przetworzoną żywnością, to również jego mikroflora przystosowana jest do takiej właśnie diety. Gwałtowne przejście w zasadzie jest możliwe, lecz dla tych, którzy cieszą się dość dobrym zdrowiem.

Mikroflora całkowicie zmienia się w ciągu roku. Pod koniec tego okresu w diecie nie powinno być już żadnego przetworzonego pożywienia. Jak wiadomo, w produktach poddanych obróbce cieplnej nie tylko ulegają zniszczeniu prawie wszystkie witaminy i mikroelementy, lecz również powstają substancje rakotwórcze i trucizny. Zaś świeże pożywienie nie zaśmieca organizmu, a wręcz przeciwnie - oczyszcza go. Zarówno naczynia kuchenne, jak i wszystkie narządy wewnętrzne pozostają idealnie czyste. Różnica jest zasadnicza.

Może się wydawać, że przejście na spożywanie wyłącznie surowych pokarmów jest nadzwyczaj trudne. Czym się żywić na przykład zimą? Do tego na pewno dużo to kosztuje. W rzeczywistości nie jest tak źle. Przeciwnie, jest masa możliwości i koszt takiego żywienia jest mniejszy niż zwykłego. Musisz tylko zacząć, a odkryjesz mnóstwo wszelkich potraw, których istnienia nawet nie podejrzewałeś. To cały nieodkryty świat. W tej książce wspomnę tylko o podstawowych potrawach, które pomogą Ci w okresie przejściowym. Mam na myśli potrawy z kiełków pszenicy. Znaczna część naszego menu składa się z nasion - są to zboża, rośliny strączkowe i inne. Nasiona składają się z półfabrykatów - zakonserwowanych materiałów budowlanych. W zasadzie jest to skrobia, białka i tłuszcze. Ponadto w skład nasion wchodzą inhibitory - substancje przeszkadzające trawieniu. Przyroda zadbała, by zwierzęta i ptaki przenosiły nasiona nieuszkodzone na duże odległości.

Kiedy nasiona kiełkują, zachodzą w nich gwałtowne zmiany: inhibitory ulegają zniszczeniu, skrobia przekształca się w maltozę, białka w aminokwasy, a tłuszcze w kwasy tłuszczowe. To samo odbywa się przy trawieniu pożywienia w organizmie.

Okazuje się, że większość pracy w kiełkach jest już wykonana. Co więcej, syntezują one bardzo pożyteczne substancje i mobilizują rezerwy, by rzucić całą energię na rośliny. Zakonserwowane i drzemiące siły nasion ożywają i uwalniają kolosalny potencjał w celu zrodzenia nowego życia.
Kiełkujące nasiona posiadają właściwości lecznicze i biostymulujące. Nie potrafię wyliczyć wszystkich tych właściwości - jest tu wszystko. Przede wszystkim witaminy i mikroelementy, poprawa przemiany materii, oczyszczanie organizmu, wzmocnienie odporności, zwiększenie zdolności do pracy i leczenie wielu chorób. Kiełki mają w sobie wszystko, co troskliwie przewidziała przyroda dla rozwoju nowego życia i przetrwania w agresywnym środowisku. Jest to doskonale zrównoważona, lekko przyswajalna żywność i jednocześnie skuteczne lekarstwo.

Do jadłospisu można włączyć kiełki pszenicy, kukurydzy, fasoli, ciecierzycy i fasoli mung. Technologia przygotowania kiełków jest bardzo prosta. Wczesnym rankiem nasiona namocz w wodzie. Wieczorem wsyp je do durszlaka lub sita, przepłucz je i przykryj mokrą gazą. Rano zobaczysz żywe pożywienie. Kukurydzę i fasolę (najlepiej czerwoną - jest najpożyteczniejsza) namocz na dobę i czekaj na kiełki tyle samo lub dłużej, czasem przepłukując.

Pszenicę i kukurydzę można jeść na surowo. Kiełki pszenicy dysponują szczególnymi właściwościami leczniczymi. Należy je dokładnie przeżuwać (przynajmniej 2 łyżki dziennie), lecz jeżeli przy tym w ustach utworzy się gumowata substancja, to znaczy, że ten gatunek nie nadaje się do jedzenia i trzeba poszukać innego. Smak roślin strączkowych niestety jest na surowo niezbyt przyjemny. Trzeba je wrzucić do gorącej wody i tylko doprowadzić ją do wrzenia. Fasolę mung po prostu zalej wrzątkiem i odstaw na 10 minut.

A czy wiesz, jak przygotowywać żywą wodę"? Najpierw należy odstałą wodę z kranu doprowadzić do białego wrzenia w pięciolitrowym emaliowanym garnku i szybko ostudzić w chłodnej wannie. To pierwsze stadium strukturyzowania. Taka woda jest już znacznie pożyteczniejsza w porównaniu ze zwykłą przegotowaną. Następnie umieść w garnku pięć do siedmiu niewielkich czarnych krzemieni, które można kupić w aptece, nakryj gazą i odstaw na dwa dni. Potem ostrożnie przelej wodę do innego naczynia, przy czym dolną 2-4-centymetrową warstwę wyrzuć. Krzemień powoduje osadzanie się na dnie mikroorganizmów patogennych i chemikaliów. Woda krzemowa sama w sobie posiada właściwości lecznicze - jest jeszcze bardziej strukturyzowana i nasycona krzemem - najniezbędniejszym mikroelementem, przy którego niedoborze organizm nie wchłania niemal żadnego innego mikroelementu.

Uzyskaną wodę wstaw do zamrażarki. Kiedy tylko na powierzchni i przy ściankach naczynia utworzy się pierwszy lód, przelej wodę do plastikowego naczynia, które należy umieścić w zamrażarce. Pierwszy lód wyrzuć, pozbywając się w ten sposób ciężkiej wody. Ciężka woda, zawierająca izotopy wodoru deuteru i tryt, zamarza w temperaturze +3°C i jest szkodliwa dla organizmu.

Ostatnie zamrożenie należy wykonać właśnie w plastikowym naczyniu, ponieważ emalia w garnku może popękać. Kiedy woda zamarznie w dwóch trzecich, w lodzie trzeba wybić otwór i zlać pozostałą wodę - ta „zlewka" zawiera wszystkie niepożądane domieszki. Teraz pozostało już tylko poczekać, aż lód się roztopi w temperaturze pokojowej, w rezultacie czego otrzymasz stopioną wodę najwyższej jakości, którą można nazwać pitną, ponieważ oczyszczona jest z ciężkich izotopów.

Na koniec, jeśli masz magnes w kształcie pierścienia lub lejek magnetyczny, przepuść przez niego wodę, by jeszcze wzmocnić strukturę. Uzyskana woda posiada właściwości lecznicze. Oczyszcza organizm i przy długotrwałym spożyciu uwalnia od całego szeregu chorób. Termin przydatności takiej wody wynosi około siedmiu godzin, po których traci ona swe właściwości. Takiej wody nie kupisz nigdzie i za żadne pieniądze. Oto właśnie zadziwiająca żywa kuchnia, w której żywności nie gotuje się, tylko wyrasta. W odróżnieniu od zwyczajnej kuchni, która zabija produkty, ta je ożywia. Możesz sam się przekonać: potrawy z kiełkujących nasion z dodatkiem różnych przypraw i sosów są o wiele smaczniejsze od zwyczajnego pożywienia. Nie mówiąc już o tym, że są one pod każdym względem znacznie bogatsze niż na przykład kasze, które wśród źle poinformowanych ludzi uważane są za pożyteczne.

W kiełkujących nasionach jest dużo białka, które bardzo lekko się przyswaja, co pomaga organizmowi przestawić się na żywienie się pokarmami roślinnymi. Nowa mikroflora później nie tylko będzie trawić świeże produkty, lecz również służyć jako źródło białka. Właśnie w ten sposób zaprojektowane jest trawienie zwierząt roślinożernych.

Może powstać pytanie: przecież istnieją świeże produkty, które wręcz należy ugotować, na przykład ziemniaki, kabaczki"? W takim razie ja też mam pytanie: czy musisz je jeść? Warzywa z wysoką zawartością skrobi nie dają organizmowi nic, prócz pustych kalorii i śluzu - oto skąd biorą się choroby zwane przeziębieniem. Farmerzy na przykład, żeby wyhodować tłustsze świnie na sprzedaż, żywią je gotowanymi ziemniakami. Udowodnili, że w ten sposób świnie tyją szybciej, co przynosi zysk. Od surowego zaś jedzenia nie da się przytyć, niezależnie od ilości zjedzonych kalorii.

Żeby nie było tak smutno rozstawać się z daniami, do których przywykłeś, możesz zwiększyć w menu udział owoców morza. Wszystkie ryby morskie i skorupiaki można jeść bez poddawania ich obróbce cieplnej. Nietrudno nauczyć się je solić i kisić. Zaś na surowo, z przyprawami, wszystko to jest znacznie smaczniejsze, chociaż ci, którzy trzymają się ścisłej diety surowej nie jadają tego, co biega, skacze, lata i pływa, a nawet nie spożywają soli.

Świeże warzywa i owoce, a w szczególności kiełkujące nasiona, posiadają wyjątkowo oczyszczające właściwości. Należy zaznaczyć, że w miarę jak będziesz przestawiać się na surowe pożywienie, może zdarzyć się jeden lub kilka kryzysów oczyszczających, w czasie których ma miejsce nasilenie starych chorób. Nie warto się niepokoić i usiłować jakoś leczyć objawów chorobowych. Świadczą one o tym, że organizm nareszcie uwalnia się od nagromadzonego w ciągu wielu lat chłamu i zmienia styl życia na normalny tryb pracy. Jedynym środkiem zaradczym, jaki warto przedsięwziąć i który będzie korzystny w czasie kryzysu, to jedno- lub kilkudniowa głodówka na destylowanej (przegotowanej) wodzie.

W zasadzie jeżeli stan zdrowia nie jest bardzo zaniedbany, to na stuprocentowo surową dietę można przejść od razu. W takim wypadku kryzys oczyszczający będzie ostrzejszy, lecz u każdego inaczej to przebiega. Może wystąpić znaczna utrata wagi. Znaczy to, że organizm uwalnia się od martwych tkanek i odradza się na nowo. Otyli ludzie tak naprawdę są chodzącymi szkieletami. Na skutek niewłaściwego odżywiania i mało ruchliwego trybu życia ich ciało stało się masą złogów tłuszczowych i odpadów. Żywej tkanki tam już prawie nie zostało - w większości jest to martwy ciężar. 1 właśnie ten zbędny chłam zostaje wyrzucony. Najważniejsze, żeby się tym nie martwić. Organizm się oczyści i osiągnie stan normy. Lecz trzeba mu w tym pomóc. Koniecznie należy włączyć do menu morskie wodorosty, pyłek kwiatowy i olej lniany, co pozwoli w czasie okresu przejściowego zrekompensować tymczasowy niedobór niezbędnych substancji. Warto też odszukać w Internecie dodatkowe informacje na temat diety złożonej z surowych produktów. Jest ich niewiele. To rzeczywiście niecodzienna, lecz wyjątkowo skuteczna, można powiedzieć, elitarna droga do odrodzenia.

Wielu osobom wszystko to może się wydać jeżeli nie strasznym, to delikatnie mówiąc, nader niecodziennym. W ogóle człowiek bardzo niechętnie rozstaje się ze swymi starymi przyzwyczajeniami. Kiedy niewłaściwy tryb życia staje się ogólnie przyjętą normą, proste i oczywiste naturalne zasady zaczynają wydawać się nienaturalne. Czym więc szczególnym wyróżnia się to naturalne żywienie, żeby ze względu na nie rezygnować z tylu kulinarnych pokus? Czy jest tego warte? Możliwe, że fakty przytoczone w dalszej części rozdziału, które najpewniej są Ci nieznane, wywrą decydujący wpływ na Twój pogląd.

Żywienie oparte na surowych produktach to nauka o odżywianiu się dla ludzi trzeciego tysiąclecia - dla cywilizacji trzeciej fali. Najbardziej znanym propagatorem tego żywienia jest Arshavir Ter-Avanesjan (Aterov). W jego książce „Witarianizm lub Nowy Świat, wolny od chorób, ułomności i trucizn", wydanej w Teheranie, przedstawiane są podstawowe zasady żywienia opartego na surowych produktach (witarianizmu). Aterov, po stracie pierwszych dwóch dzieci, które umarły w wyniku chorób, wychował trzecie dziecko, córkę, karmiąc ją wyłącznie surowym pożywieniem. Rosła zdrowa jak mało kto, bardzo rozwinięta fizycznie i umysłowo. Oto co Aterov pisze w swojej książce.

Córka niedługo będzie mała siedem łat, lecz nigdy nie wzięła do ust nawet kawałka zdegenerowanego pożywienia. Jej zdrowie to szczyt doskonałości. Teraz widzę, o ile lżej wychować setkę dzieci witarian, niż jedno jedzące gotowane pokarmy. Nigdy nie muszę się martwic z powodu chorób wieku dziecięcego, takich jak przeziębienie i katary, biegunki i zaparcia lub o to, czy dosyć zjadło dzisiaj moje dziecko. Moja córeczka jest wesoła jak ptaszek i zawsze może podejść do stołu i wziąć to, co chce zjeść. Bawi się, śpiewa i tańczy przez cały dzień bez zmęczenia, bez łez i kaprysów, bez płaczu i krzyku, nie przysparza żadnych trosk otoczeniu. Równo o ósmej wieczór idzie spać, a następnie, po tym jak kilka minut pośpiewa, zamyka oczy i śpi kamiennym snem do szóstej rano. Nie możemy przypomnieć sobie wypadku, począwszy od pierwszych miesięcy jej życia, żeby obudziła się w nocy. Jej sen jest na tyle głęboki i mocny, że żaden hałas czy ruch nie jest w stanie jej obudzić.

Aleksandr Czuprun, znany popularyzator naturopatii, autor książki „Czym jest witarianizm i jak zostać witarianinem" już w młodości, w wyniku ciężkiej przewlekłej choroby, stał się inwalidą pierwszej grupy. Wszystkie wypróbowane sposoby leczenia zawiodły. Po przestawieniu się na odżywianie surowymi pokarmami roślinnymi, stał się absolutnie zdrowym człowiekiem. A. Czuprun zaproponował zaskakującą, lecz zdumiewająco oczywistą interpretację problemu odporności.

Jej sens polega na tym, że organizm celowo wyłącza odporność w czasie choroby zakaźnej. Wiadomo, że człowiek z zasady zaczyna chorować, kiedy jego organizm jest osłabiony, przeciążony odpadami, odczuwa niedobór witamin i innych ważnych dla życia substancji. Zaobserwował, że jeżeli w takim stanie człowiek podłapuje jakiekolwiek zakażenie, zmniejsza się w jego organizmie produkcja interferonu - siły obronne niejako umyślnie wyłączają się, pozwalając chorobie się rozwijać. Okazuje się, że mikroorganizmy, które wywołały chorobę, odżywiają się zanieczyszczeniami, których „system kanalizacji" nie nadąża usunąć z powodu niewłaściwego żywienia. Dlatego organizmowi nie pozostaje nic innego, jak pozwolić drobnoustrojom się rozmnażać. Kiedy przynajmniej częściowo wypełnią swą oczyszczającą misję, odporność zostaje przywrócona i choroba mija.

W zasadzie, pisze Czuprun, powinniśmy błogosławić choroby wywołane przez drobnoustroje i wirusy - są one typowymi leczącymi kryzysami. W ten sposób organizm sam się leczy z najważniejszego nieszczęścia - zanieczyszczenia odpadami środowiska wewnętrznego, i to bez jakichkolwiek medykamentów. Lecz przy tym trzeba wykorzystać te kryzysy w jedynie poprawny sposób: nabierając w takich wypadkach zwyczaju pełnych głodówek przez kilka dni, aż do ustąpienia ostrych objawów. Będzie to najlepsza pomoc dla naturalnych sił organizmu, który zajął się samoleczeniem przy pomocy drobnoustrojów i wirusów. Kiedyś cywilizowany świat nauczy się tego dokładnie tak samo, jak posługiwania się mydłem i szczoteczką do zębów. Ale należy przypuszczać, że stanie się to nieprędko - nauka się rozwija, a ignorancja rośnie...
Stąd wniosek: po co doprowadzać organizm do takiego stanu, kiedy robi mu się wszystko jedno, kto i w jaki sposób go oczyści? Czy nie lepiej podtrzymywać pierwotną czystość? Praktyka potwierdza, że ci którzy stosują witarianizm, nie chorują w ogóle.

Bezsprzeczna jest pewna fundamentalna zasada: żywy organizm powinien otrzymywać żywy pokarm. Znaczenie tej zasady po raz pierwszy odnotował doktor Frank Pottenger, który już na początku XX wieku przeprowadził pewien szczegółowy eksperyment. Przez 10 lat żywił dziewięćset kotów świeżym pokarmem i wszystkie one zachowywały dobre zdrowie i wytrzymałość. Druga grupa kotów otrzymywała gotowane pożywienie, w efekcie czego u zwierząt rozwinęły się wszystkie ludzkie choroby: zapalenie płuc, paraliże, wypadanie zębów, apatia, nerwowość i tak dalej, czyli ucierpiały praktycznie wszystkie układy organizmu. Kocięta w pierwszym pokoleniu urodziły się słabe i chore, w drugim zaś było wiele martwych, a w kolejnym koty zaczęły cierpieć na niepłodność.

Doktor Edward Howell, jeden z założycieli systemu naturalnego uzdrawiania, doszedł do wniosku, że głównym komponentem odróżniającym surowe pożywienie od tego, które przeszło kulinarną obróbkę, są enzymy. Określił on, że te Jednostki miary energii życiowej" rozpadają się w temperaturze powyżej 50°C. Dlaczego jednak nadał im tak zaszczytną nazwę jak „jednostki pomiaru energii życiowej"?

Enzymy to substancje, które czynią życie możliwym. Są one niezbędne w każdej reakcji chemicznej, przebiegającej w naszym organizmie. Bez enzymów w ogóle nie byłoby żadnej aktywnej działalności w żywym ciele. Są to „robotnicy", którzy budują organizm, podobnie jak budowlańcy wznoszą dom. Substancje odżywcze, witaminy i mikroelementy są tylko budulcem. Cały ruch na „budowie" zapewniają właśnie enzymy. Przy czym nie są one po prostu bezwładnymi katalizatorami, przyśpieszającymi reakcje chemiczne. Jak się okazało, w trakcie swojego działania enzymy wydzielają określone promieniowanie, czego nie można powiedzieć o katalizatorach. Enzymy składają się z transporterów białkowych, naładowanych energią jak bateria elektryczna.

Skąd nasz organizm bierze enzymy? Najwidoczniej dziedziczymy określony potencjał enzymatyczny przy urodzeniu. Ten ograniczony zapas energii jest obliczony na całe życie. To tak jakbyś otrzymał określony kapitał początkowy. Jeżeli będziesz go tylko wydatkować, nastąpi bankructwo. Dokładnie tak samo, im szybciej wydatkujesz energię enzymów, tym szybciej osłabnie siła życiowa. Kiedy osiągasz taki moment, w którym Twój organizm nie jest w stanie produkować enzymów, Twoje życie kończy się. Bateria ulega wyczerpaniu.

Stosując pożywienie, które poddano obróbce cieplnej, ludzie beztrosko trwonią swój ograniczony zapas enzymów. Jak uważa doktor Edward Howell, jest to jedna z podstawowych przyczyn wszystkich chorób, przedwczesnego starzenia i wczesnej śmierci. Siu-owe artykuły spożywcze zawierają swoje enzymy, które umożliwiają autolizę - pożywienie przyswaja się lekko, ponieważ przeważnie samo się gotuje we własnym soku. Lecz jeżeli będziesz jeść gotowane pożywienie, pozbawione enzymów, organizm zmuszony będzie angażować swoje rezerwy do jego strawienia. To z kolei prowadzi do pomniejszenia i tak ograniczonego potencjału enzymatycznego.

Wyobraź sobie, że zdecydowałeś się wykonać w swoim domu remont kapitalny. Są dwa warianty rozwoju zdarzeń. W pierwszym wypadku przywiozą Ci niezbędne materiały, zrzucą wszystko na kupę i odjadą. Będziesz musiał sam wziąć się do roboty, zużyć bardzo dużo sił i czasu, by wykonać całą tę ciężką pracę. W drugim wypadku razem z materiałami przyjadą budowlańcy i sami wszystko zrobią, a Ty w tym czasie będziesz odpoczywać i zajmować się sobą.

Właśnie taka jest różnica pomiędzy żywnością przetworzoną i świeżą. Kiedy człowiek spożywa gotowane produkty, wszystkie siły życiowe angażowane są do tej trudnej pracy. Enzymy, owi „robotnicy", którzy powinni być zajęci swoimi bezpośrednimi obowiązkami - oczyszczaniem i odbudową żywych tkanek - zmuszeni są wszystko rzucić i wykonywać obcą im pracę. Nie mają już czasu dbać o organizm, a ten popada w ruinę.
Możesz sobie wyobrazić sytuację, w której ludzie nagle przestali chodzić i siedzieć spokojnie, a zaczęli pędzić jak szaleńcy, mimo strasznego zmęczenia? Dokładnie tak samo różnią się tryby pracy organizmu witarianina i „zwykłego" człowieka: jeden spokojnie spaceruje, a drugi biegnie w wiecznym maratonie, aż w końcu pada rażony niemocą. Po tym, co powiedziałem, nie ma wątpliwości co do tego, że odżywianie się gotowanymi produktami przynosi straszliwe straty organizmowi. Przewagę, którą zyskuje człowiek w rezultacie przestawienia się na spożywanie surowych pokarmów, najlepiej sformułował jeden ze zwolenników naturalnego żywienia, Nikołaj Kurdiumow. Oto, co pisze:

1.Nie da się zachorować na zapalenia, przeziębienia. Grypa przebiega praktycznie niepostrzeżenie. Wszelkie objawy psychosomatyczne wyłączają się i praktycznie znikają (rozstrój narządów, kłopoty ze stawami, bóle - przecież wszystkie narządy oczyszczają się i odmładzają). Odporność podnosi się od sztucznego minimum do naturalnej normy: można trzy godziny leżeć w śniegu lub tańczyć w samych slipach przy minus 18T i nic się nie stanie. I wszystko to - bez specjalnego hartowania!

2.Wrażliwość na szkodliwe substancje jest ogromna, reakcja silna, nawet być może chorobliwa, lecz przy tym ciało z potężni siłą i w szybkim tempie odrzuca, unieszkodliwia i wydala je z siebie, praktycznie bez następstw zatrucia.

3.Poza tym: bardzo duża wytrzymałość pokarmowa: jeżeli trzeba zjeść coś niecodziennego lub ciężkostrawnego, wszystko to lekko zostaje strawione i unieszkodliwione bez skutków ubocznych. Filtry przetwarzają wszystko za jednym zamachem -„żelazny żołądek".

4.0 wiele większa przyswajalność pożywienia, czyli współczynnik przyswajalności. „Odkarmiony" witarianin (taki, który przeszedł kryzys ośmiu miesięcy) najada się trzema jabłkami, dwoma ogórkami. Nasyca go dzika leśna zielenina, liście warzyw, pędy winogron - wszystko nadaje się do jedzenia.

5.Masz unikalne poczucie niezależności od okoliczności. Nie będziemy używać górnolotnych słów o jedności z przyrodą, lecz niezależnie od tego, co się zdarzy, gdziekolwiek byś się znalazł - nawet w lesie - zawsze będziesz syty bez pieniędzy, wyżyjesz.

6.Odczuwanie smaku: nie językiem i oczyma, a całym ciałem. Ciało aprobuje lub nie aprobuje pożywienia i sygnalizuje to chęcią, obojętnością lub odrzuceniem. Poczucie sytości: jest obiektywne, pochodzi z ciału, dlatego nie masz możliwości się przejeść. W ogóle surowymi produktami bardzo trudno się przejeść.

7.Łaknienie: po „kryzysie" praktycznie nie doskwiera. Tej nerwicy, który nazywamy apetytem, nie ma. Jest za to zrozumienie: aha, można by coś zjeść. Jeśli zajmiesz się czymś, zapomnisz o jedzeniu na dzień lub dwa, nic się nie stanie. Przypomnisz sobie, zjesz coś i dobrze.

8.„Efekt wielbłąda": możliwość niejedzenia w ogóle przez dzień lub dwa, trzy, bez utraty komfortu i wytrzymałości. Jeśli odżywiasz się raz dziennie, to całkiem wystarczy. To sumo dotyczy picia, nawet przy większych obciążeniach fizycznych.

9.Podsumowując: normalna wytrzymałość fizyczna. Bieg jest przyjemnością. Można biec kilka godzin i nie czuć potem zmęczenia. Absolutnie się nie męczysz, nie masz chęci, by przysiąść, położyć się. Wydajność jest znacznie wyższa. I to wszystko znów bez specjalnych treningów.

10. Wydajność umysłu niezależnie od obciążenia jest tak samo wielka. Umysł jest jasny i kryształowo czysty. Pamięć pracuje idealnie. Jasność myślenia jest taka, że można egzaminy zdawać niemal bez przygotowania i nauka przestaje być problemem.

11. Zapotrzebowanie na sen skraca się do 6 godzin. Lekko znosi się niedosypianie. Na przykład w wieku 60 lat prowadzić samochód przez 3 doby bez przerwy, bez osłabnięcia samokontroli i uwagi. Przebudzenie lekkie, rześkie i radosne. (Niczego sobie, nawet dla tego jednego powodu warto!).

12. Nastawienie - mocne zainteresowanie życiem. Nastrój równy, radosny. Przykrości tylko aktywizują. Duża odporność na stres: praktycznie nie ma możliwości pokłócić się z Tobą - nic Cię nie drażni, wszystko postrzegasz w sposób świadomy.

13. Wysoka zdolność do decydowania i bycia przyczyną. Brak natręctw - nie ciało Tobą kieruje, a Ty kierujesz ciałem. Stajesz się Panem wszystkich potrzeb ciała, również potrzeb seksualnych. Uzależnienie od alkoholu na diecie witariańskiej po prostu nie istnieje. A jeżeli wcześniej było, mija.

14. Wzrasta kontrola nad ciałem i współpraca z nim: zaczynasz nim łatwiej kierować, a ciało staje się dobrze wychowane,, nauczone i posłuszne. Wyobraź sobie, w jakim stopniu zwiększają się możliwości życiowe.

Od siebie mogę dodać, że problemy z wyglądem zewnętrznym, które niepokoją wielu ludzi, automatycznie znikną, ponieważ ciało odzyskuje swoje pierwotne naturalne piękno. A do osób starszych wraca czas - można odmłodnieć o jakieś dwadzieścia lat, a koniec imprezy, pod nazwą życie, odłożyć jeszcze na nieokreślony termin. I nie trzeba w tym celu nagle zmieniać sposobu odżywiania!

Pragnę szczególnie podkreślić: nie jest to kolejna dieta, która przynosi chwilowe efekty, lecz cały tryb życia. Jeżeli zdecydowałeś się przejść na witarianizm, musisz robić to stopniowo i przede wszystkim w żadnym wypadku nie narzucać takiego stylu sobie ani innym. Tu trzeba szczególnie dokładnie przestrzegać zasady Transerfingu. Wspólna uczta to nieodłączna część naszego życia, dlatego otoczenie będzie się dziwić i usiłować zapewnić Cię, że zajmujesz się bzdurami. Nie należy podejmować starań, by wyperswadować im to, przecież oni tak się niepokoją, bo mają podejrzenia, że masz rację. Idź swoją drogą spokojnie i wesoło, nie usprawiedliwiając się i nikomu niczego nie udowadniając. Twój kwitnący wygląd wszystko powie sam za siebie.

Lecz przede wszystkim nie należy samego siebie do niczego przymuszać. Jeżeli działasz na zasadzie „muszę", nic dobrego z tego nie wyjdzie - wcześniej czy później przydarzy się załamanie i wszystko wróci na swoje miejsce. Przestawienie się powinno się odbywać w stanie jedności duszy i umysłu: nie „muszę", a raczej „chcę". Właśnie dlatego proponuję robić to etapami, nie gwałcąc swojej woli i organizmu. Z wielu pokus rzeczywiście trudno zrezygnować. W ogóle do trzydziestki można jeszcze poszaleć, lecz potem lepiej dobrze się zastanowić. Przecież „bateria" się wyczerpuje nieubłaganie, choć niepostrzeżenie.

Nie wolno zapominać o ćwiczeniach fizycznych. Naprzemienny prysznic i codzienny godzinny spacer - to niezbędne minimum. Biegać w sumie nie musisz. Bieg stanowi ekstremalny i nienaturalny stan dla organizmu. Nie ma sensu się przy nim upierać, chyba że dotyczy to sportowców pragnących osiągnąć jakieś rezultaty. Chociaż przyroda dąży nie do rezultatów, a do optymalnej równowagi. Chodzenie to inna sprawa - jest bardziej niż pożyteczne. Ćwiczenia można sobie dobrać zależnie od gustu. Na przykład gimnastyka tybetańska, opisana w książce Petera Keldera, jest prosta i jednocześnie bardzo efektywnie podnosi poziom energetyki.

Nowy tryb życia podniesie energię Twojego zamiaru na taki poziom, że pewnego pięknego dnia będziesz mógł powiedzieć sobie: rzeczywiście rządzę swoim ciałem i kieruję swoją rzeczywistością. I to nie tylko słowa, a całkiem konkretne odczucie. Dosłownie poczujesz, że jesteś w stanie kształtować warstwę swojego świata według własnego uznania. To będzie zdumiewająco organiczne poczucie koordynacji: niezależnie od tego, co by się działo, mój zamiar się urzeczywistnia, wszystko zmierza do tego i idzie jak należy.